Jestem. Żyję. Wracam.

 Burza wisi w powietrzu.

Siedzę w pięknych okolicznościach przyrody na tarasie, w domu brata mojego M. Wyjechali na wakacje a my opiekujemy się ich domem - ciesząc się swoja wzajemną obecnością. M chodzi już do pracy, ja mam jeszcze tydzień urlopu (chyba jedyny plus pracy w przedszkolu - więcej dni wolnego niż w przeciętnej pracy). Niebo nade mną chmurzy się zwiastując deszcz i prognozowaną burzę. Spadają pierwsze krople ożywczego deszczu...

Trochę mnie tu nie było - trochę z powodu zabiegania (budowa domu, sprawy formalne, problemy ze zdrowiem lub po prostu brak chęci na pisanie). Finalnie oblałam pierwszy egzamin na prawko - stres i zwykłe zagapienie się. Drugie podejście też mam za sobą - nie wiem jak ale udało się. Piszę to jako dumna posiadaczka prawka i swojej dwudziestojednoletniej fury Toyoty Yaris. Myślałam, że zdanie będzie trudne (i było - stres okropny) jednak samodzielna jazda jest jeszcze... trudniejsza i stresogenna. Robię na razie małe trasy trzęsąc się jak galareta na myśl o dłuższych wyprawach :P - ale nie poddaję się i jeżdżę przepisowo, ostrożnie ale do przodu.

Jeśli chodzi o moje odchudzanie - bywa różnie. Ostatnio chyba pisałam, że warzyłam 60,6 kg. Przyznam się szczerze, że przez ten czas dobiłam do 61,6 kg jednak wzięłam się w garść i wczoraj waga wskazała 58,4 kg. Więc jest postęp. Moim kolejnym celem jest warzyć 57,5 kg do ślubu kumpla mojego M, który jest w pierwszej połowie września. Nie pamiętam dokładnej daty a zaproszenie zostało u mnie w domu. Idę nadrabiać zaległości czytelnicze - odwiedzić parę blogów.

Komentarze

  1. Najlepsi kierowcy zdają za drugim razem, bo są tak dobrzy, że egzaminator chce się przejechać jeszcze raz :D Gratulacje! A Yaris to złota fura.
    Pierwsze jeżdżenie samodzielne jest bardzo stresujące, ale to minie jak się rozjeździsz. Mówi to ktoś, kto pierwsze trasy zawsze jeździł "próbnie" w nocy z drugim kierowcą w ramach wsparcia, a teraz dzielnie śmiga na drugi koniec Polski :D Im więcej będziesz jeździć, tym łatwiej Ci będzie za kółkiem :)
    Co do pytania o sosy jogurtowe - żeby uniknąć warzenia wyjmuję jogurt szybciej z lodówki to jedno, ale przede wszystkim - dokładam do opakowania ciepłe rzeczy, a to kawałek kurczaka, a to trochę wody z makaronu, a to kawałek cukinii, żeby temperatura się podniosła. Zanim dodam sos do patelni to wyłączam płytę i na chwilę odstawiam, żeby to jedzenie też się nieco schłodziło. No i lepiej jest korzystać z tych nieco gęstszych jogurtów (jeśli wiesz, które to są, bo ja nadal się czasem mylę i biorę takie rzadkie :D). Jeśli konsystencja robi się rzadka, bo np. była woda na patelni to czasem trochę zagęszczam mąką, to zwykle kilka gramów, więc nie wpływają na kalorykę znacząco, a robią robotę. Tylko czasem robią się kluchy, ale mi to jakoś strasznie nie przeszkadza.
    Smak jest rzeczywiście trochę inny niż przy sosach na śmietanie, ale wychodzę z założenia, że nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Pierwsze takie sosy które robiłam warzyły mi się zawsze, ale praktyka czyni.. no nie mistrza, ale mniejsze rozczarowanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyjaśnienie co do jogurtu - na bank wypróbuję. A co do jazd próbnych - robię dokładnie to samo. A jak nie mam możliwość pojechania najpierw z kimś to śledzę trasy na google maps, żeby wiedzieć gdzie skręcić i oszczędzić sobie stresu ;p

      Usuń
  2. Ważymy obecnie podobnie. Ja też 58,5 kg:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty